Czy można opłakać stratę, której nie da się nazwać? Czy możliwe jest pożegnanie kogoś, kto być może wciąż żyje — albo żyje fizycznie, lecz nie jest już sobą? Czy żałoba zawsze powinna się „domknąć”? A jeśli nie — to czy jesteśmy na to gotowi?
Pauline Boss — amerykańska terapeutka i badaczka — wprowadziła do psychologii pojęcie ambiwalentnej straty (ambiguous loss). W książce The Myth of Closure: Ambiguous Loss in a Time of Pandemic and Change oraz w licznych podcastach i publikacjach (m.in. dla APA i „Family Process”) pokazuje, że nie każda strata daje się ubrać w słowa, opisać i pożegnać w tradycyjnym rytuale. Niektóre straty nie mają aktu zgonu, ciała do opłakania, ani końca. A mimo to — ranią. I trwają.
Strata, która nie ma końca
Ambiwalentna strata to rodzaj bólu, który trudno zdefiniować. Może dotyczyć kogoś fizycznie nieobecnego — jak zaginione dziecko czy żołnierz, który nie wrócił z misji. Albo kogoś, kto jest obecny, lecz niepoznawalny — jak rodzic w zaawansowanej demencji, partner w depresji, brat pogrążony w uzależnieniu. Relacja niby trwa, ale zarazem — nie ma jej.
„Strata ambiwalentna nie kończy się, bo nie ma czego kończyć. Pozostaje nierozstrzygnięta. Nie z powodu błędu żałobnika, lecz z natury samej sytuacji.”
— Pauline Boss i Donna Carnes, The Myth of Closure, 2012
To forma zawieszenia — bolesna, dezorientująca, trudna do wyrażenia. I trudna do opłakania, bo przecież… nie do końca wiadomo, co się straciło.
Mit domknięcia: kulturowa fantazja
Przez dekady zachodnia kultura terapeutyczna promowała ideę „closure” — domknięcia, zakończenia, uwolnienia się od bólu. Żałoba miała mieć etapy, przebiegać liniowo i logicznie kończyć się „powrotem do życia”. Ale Boss pokazuje, że to nie zawsze możliwe. I niekoniecznie zdrowe.
„Domknięcie to mit. To kulturowo skonstruowana fantazja. Ludzie nie zamykają żałoby. Oni ją niosą.”
— Pauline Boss, podcast APA, 2022
Potrzeba domknięcia wynika często z lęku przed niepewnością. Z tęsknoty za porządkiem, narracją, ramą. Ale co, jeśli tej ramy nie da się stworzyć? Co, jeśli zakończenie jest iluzją?
Żałoba nie zna deadline’u
Boss mocno oddziela smutek od depresji. W jej ujęciu długotrwała żałoba nie musi być objawem choroby — może być wyrazem miłości, trwania, pamięci.
„Smutek to nie depresja. Granica między bólem a patologią często bywa kulturowa.”
— Pauline Boss, The Myth of Closure, 2021
Współczesna psychiatria, pod naciskiem systemu, bywa niecierpliwa. Chce leczyć, zamykać, diagnozować. Tymczasem nie każde cierpienie wymaga farmakologii. Czasem — wystarczy obecność drugiego człowieka, który potrafi nie wiedzieć razem z nami.
Pandemia i strata zbiorowa
Teoria Boss znalazła bolesne potwierdzenie w czasie pandemii COVID-19. Straciliśmy rytuały, przewidywalność, możliwość pożegnania. Brakowało odwiedzin, ostatnich słów, pogrzebów.
„Pandemiczna strata była jednocześnie ambiwalentna i zbiorowa. Najgorsza była niejednoznaczność.”
— Pauline Boss, The New York Times, 2021
To była lekcja bezradności. Dla wszystkich. Pokazała, że są sytuacje, których nie da się rozwiązać — można tylko w nich być.
Humanistyczne podejście: trwanie zamiast rozwiązań
Właśnie tutaj podejście humanistyczne nabiera wyjątkowego znaczenia. Ceremonie humanistyczne nie narzucają jednej narracji. Nie zmuszają do „zamknięcia rozdziału”. Dają przestrzeń na sprzeczności, niedopowiedzenia, przerwane zdania. Pozwalają być w żałobie, która nie zna końca.
Coraz więcej badaczy, terapeutów i celebrantów odchodzi od modelu „domknięcia”, a sięga po podejścia relacyjne, takie jak teoria kontynuacji więzi (Continuing Bonds), zaproponowana przez Dennisa Klass’a, Phyllis Silverman i Stevena Nickmana. W myśl tego modelu, celem żałoby nie jest porzucenie więzi ze zmarłym, lecz jej przekształcenie — przeniesienie na nowy, wewnętrzny wymiar. Miłość nie znika wraz ze śmiercią. Wręcz przeciwnie: żal to druga strona miłości, która w obliczu straty nie ma już dokąd pójść. A jeśli kogoś naprawdę kochaliśmy — nie przestajemy. Wciąż z nim rozmawiamy, prosimy o radę, dzielimy się żalem. To naturalne. I nie ma się czego wstydzić.
Nosimy w sercu tych, których już nie ma. Wspominamy ich codziennie, czasem nieświadomie — pijąc kawę tak, jak kiedyś z nimi, jedząc ich ulubione ciasto, słuchając tej samej piosenki. W żałobie — moim zdaniem — chodzi w dużej mierze o to, by ciężar niewyobrażalnego bólu przeszedł stopniową transformację w coś, co da się unieść. We wdzięczność. Za to, że ta osoba pojawiła się w naszym życiu, że nas ukształtowała, inspirowała, czegoś nauczyła. Wdzięczność za życie. Bo choć więź w wymiarze fizycznym już nie istnieje, nikt nie odbierze nam relacji, którą nadal możemy pielęgnować we własnym wnętrzu.
Celebrant staje się nie tyle przewodnikiem do rozwiązania, co towarzyszem w braku. Tak jak terapeuta w ujęciu Boss — nie ma odpowiedzi. Ma obecność.
Nadawanie znaczenia
Jeśli nie możemy zakończyć relacji, możemy — jak mówi Boss — nadać jej nowe znaczenie. Zamiast zamykać, otwierać inne drzwi. Zamiast wymazywać, przekształcać.
„Kiedy strata pozostaje ambiwalentna, jedyne okno zmiany otwiera się w percepcji.”
— Pauline Boss, Family Process, 2012
Inspiracją jest tu Viktor Frankl i jego logoterapia: sens nie rodzi się ze zrozumienia, ale z interpretacji. Z decyzji, by nadać znaczenie temu, co nas spotkało — i temu, co straciliśmy.
Poezja jako język ambiwalencji
Boss często współpracuje z poetkami. I nic dziwnego — sama pisze językiem, który nie przypomina naukowego żargonu, lecz przypowieść. Bo żeby opisać stratę, której nie można nazwać, potrzebujemy nie logiki, lecz poezji.